Odwróciłam się. Nad waderą pochylał się Minotaur.
-Mniejsza z tobą! - zawołałam do obcej. Pobiegłam jak najszybciej mogłam do Mirasse. Potwór to zauważył, wziął ją do ręki i zniknął w promieniu światła.
-Cholera!
Spóźniłam się. Już się miałam rozkleić i dać sobie spokój, gdy wzięłam się w garść. Pomyślałam, gdzie on może się kryć. Ziemia zaczęła się trząść. Skuliłam się, aby być jak najmniej widoczną. Czarne Dżiny były coraz bliżej. Niszczyły wszystko na swojej drodze. Gdy nastąpiły na ziemię, ta stawała się czarna. Obumierało na niej życie. Przestawała istnieć. Wokół nich kłębiło się mnóstwo czarnych Rukh*. Póki istniał Minotaur - istniały i one. Spojrzałam jaką drogą szło Rukh. Biegłam zza kolumny do kolumny. Dzięki Bogu mnie nie zauważyły. Czarne Dusze leciały z jaskini. Weszłam tam i usłyszałam ryk potwora.
-Woah! Zluzuj, bo ci żyła pęknie!
-ROOAR!
Rzucił się na mnie.
-Ifus! Uciekaj! - krzyknęła do mnie Mirasse. Teraz zauważyłam, że jest związana nad ogniem. Potwór już leciał centralnie nade mną. Zmieniłam się w Morgianę i przebiegłam pod nim, jakby miał spowolnione tempo. Zmieniłam się ponownie w wilka i podpaliłam się. Podeszłam ze spokojem do potwora. Unosząc miecz przywołałam ognisty cyklon. Minotaur zaczął się unosić i ryczeć. Pobiegłam z porażającą szybkością po pionowej ścianie, później po sklepieniu, od którego się odbiłam. Wydaje mi się, że przypominałam kometę. Jednym, potężnym zamachem przecięłam stwora na pół. Podeszłam chwiejnym krokiem do wadery i przecięłam jej liny łapiąc ją za łapę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jaka jestem zmęczona. Padłam na ziemię i usnęłam.
<Mirasse?>
*Rukh (inaczej Qi <bądź Czarna Dusza w przypadku złej duszy>) - energia życiowa, której manifestacją miałyby być zjawiska i procesy natury. W szczególności energia owa miałaby być silnie związana z siłami życiowymi natury i człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz