Bark Lucasa krwawił. Zaczęłam nisko warczeć i podchodzić do zielonego wilka. Ten na mnie skoczył. W połowie skoku znacznie przyśpieszył i zrobił mi ranę na policzku. Wbrew własnej woli zmieniłam postać i powoli przebijałam Zielonemu krtań.
-P..prz..przestań! - rozdarł się na mnie.
-Uważaj, żebyś mnie tylko nie zabił - Luke powoli się podnosił. Teraz jego bark zaczął jeszcze bardziej krwawić. Na chwilkę odwróciłam uwagę od wroga, a ten przewrócił mnie na plecy i przygniatał do ziemi.
-Przegiąłeś kretynie.
Moje ciało zaczynało płonąć, począwszy od tylnych łap. Zielony patrzył na to w szoku. Wyszczerzyłam do niego kły i całkiem się podpaliłam. Ten poparzony odskoczył ode mnie, rzucając się na Lucasa, który był delikatnie zdezorientowany, ale w porę pokapował się w sytuacji i odepchnął od siebie basiora. Wzięłam zamach podpalonym mieczem, dzięki czemu ognisty cyklon uwięził zielonego idiotę. Teraz swój wzrok skierowałam na ranę Lucasa. Była dość głęboka.
-Luke.. po pierwsze - dziękuję, a po drugie - proszę.. nie rób tak więcej.
-Ale.. o co ci chodzi?
-Nie cierpię, jeśli ktoś jest ranny przeze mnie.
Podeszłam do niego i zajęłam się jego raną.
<Luke?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz