Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Usilnie próbowały
przebić się przez barierę, jaką stawiał gęsty las. Podniosłem się do
siadu, a gruba gałąź zatrzeszczała pod ciężarem ponad osiemdziesięciu
kilogramów. Strzepnąłem kilka włosów z twarzy i zeskoczyłem z drzewa, w
locie przybierając wilczą postać. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę
najbliższego zbiornika wodnego- malutkiego strumyczka w głębi terenu.
Przeskoczyłem ponad sporych rozmiarów krzakiem i omal nie wpadłem na
jakiegoś wilka. Wylądowałem tuż za jakąś waderą. Z opusów Lucasa była to
zapewne Kiiyuko. Patrzyła na mnie jak na ducha, lekko zadzierając głowę
do góry, pewnie żeby popatrzeć na mój pysk. Bądź co bądź byłem prawie
dwa razy taki jak ona. Uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Panienka wybaczy zakłócanie spokoju o tak wczesnej porze.
- Nic się nie stało.- odpowiedziała szybko- Jestem Kiiyuko.
- Wiem jak masz na imię. Ja nazywam się Untame. I jeszcze raz przepraszam, zwykle nikogo tu nie ma.
Pokręciłem łbem, jakbym bił się z myślami i zaśmiałem cicho.
<Kiiyuko? Krótkie, bo weny brak ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz