-D..Dusisz mnie - wysapałam.
-Sorry - odpowiedział i padł na ziemię obok mnie. Po mojej prawej dostrzegłam jeszcze wyższą trawę.
-Luke - wyszeptałam.
-Co?
-Chodź tu, do tej trawy.
-Nie, tu jest bezpiecznie.
Chciałam go pociągnąć za sobą, ale czegoś się chwycił. "Nie to nie." - pomyślałam i podciągnęłam się w tamtą stronę.
-Nie będziemy ich atakować? - spytałam pół-szeptem.
-Niech odlecą kawałek dalej - odpowiedział mi. Pokiwałam głową na znak zgody.
-Czy.. czy ta łąka jest bezpieczna? - ponownie spytałam.
-No.. powiedzmy. A czemu pytasz?
Wskazałam łapą na lewo ode mnie. Były tam wielkie, wyłupiaste, czerwone ślepia.
-Albo harpie i jad albo.. to coś - powiedział. Spojrzałam w tył. Był tam kawałek łąki, ale dalej był las.
-Na mój znak. Podnosimy się i co sił w łapach biegniemy w tył. To już jest gra na czas.
-Okej - odrzekł.
-Raz.. dwa... trzy! - krzyknęłam. Pobiegliśmy jakby to był jakiś układ. W tym samym momencie wstaliśmy i pobiegliśmy w stronę lasu. Obejrzałam się. Harpie były parę metrów od nas a ślepia nadal się nam przyglądały. Nie zwalniając kroku wyciągłam miecz, który natychmiast zapłonął. Jedna harpia była tak głupia, że postanowiła zaatakować. W pojedynkę. Jednym zamachem pozbyłam się jej głowy. Do lasu było coraz bliżej. Usłyszałam ryk. Był tak potężny, że aż zatrząsł ziemią.
-Tytan lub gigant - stwierdziłam. Nie musiałam nawet spoglądać za siebie.
Ominęliśmy pierwsze drzewo.
<Luke?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz