Ten facio żeczywiście był idiotą. Nawet nie wiedział, że bogowie i tytani mają w żyłach ichor.
- Najpierw go zwiążmy - poleciłam
Wyciągnęłam sznur, który wzięłam ze sobą. Posadziłam typa na krześle. Mruknął cicho. Chwyciłam jego obie ręce i związałam ze sobą i krzesłem na którym siedział. Przywiązałam mu też nogi do nóg siedziska, by nie mógł się ruszyć. Rozważałam włożenie mu knebla do ust, ale stwierdziłam, że nie będę mogła wtedy wysłuchiwać jego paplaniny.
- Dla kogo pracujesz? Gadaj - rozkazałam
- Nic wam nie powiem - oznajmił Aspen
- Jesteś pewien? - spytała Ifus ze złowieszczym uśmiechem
- Coraz mniej... - przyznał morderca
- Gadaj! - ryknęłam wbijając mu sztylet w nogę. Aspen Podskoczył na krześle. Z jego uda pociekła świeża, ciepła krew spływając po całej jego nodze i prawym bucie.
- Pracuję dla... - zaciął się - Dla Alberta Fisha
- Kto to ku*wa jest?! - krzyknęłyśmy z Ifus równocześnie
- Morderca... Kanibal...
- Że co?!
- Ale kogo polecił ci zabić? - zapytała Ifus podenerwowana tym pitoleniem
- Powiedział mi tylko, że tu gdzieś jest kilku niebezpiecznych ludzi. Ponoć zagrażają mu! Ja nie wiem już nic więcej! Na prawdę!
- Dobrze -rzuciłam wyciągając mu skąpany we krwi sztylet z nogi. Aspen syknął głośno.
Odwiązałam go. Złapał mnie za rękę. Wbiłam długie paznokcie w jego nadgarstek. Morderca posadził mnie na krześle i przywiązał do niego. Tak samo zrobił z Ifus.
- Teraz ja się nad wami trochę poznęcam... - rzucił oblizując wargi i patrząc na nas w dziwny sposób...
<Ifus? Spodziewałaś się tego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz