- Gryf? – zdziwiłam się.
- Nieważne. – powiedziała wadera. Kiedy stałam i nie szłam za nią, powiedziała: - No dalej, bo cię zaleje!
Nagle zorientowałam się, że mówi do mnie, bo nikogo przecież obok
nie było. Podskoczyłam i podbiegłam do niej. Była ode mnie większa, więc
pewnie przynajmniej trochę starsza. Nie potrafię jednak na oko
dowiedzieć się, w jakim kto jest wieku, a pytać o to jest niegrzecznie.
Widziałam, jak chmury robią się coraz ciemniejsze, a myszy, zające i
inne zwierzęta chowają się do gniazd. Sama z wielką chęcią bym gdzieś
uciekła, bo nieco grzmiało. Wiatr stał się mocniejszy i chłodniejszy,
trawa i korony drzew zaczęły kiwać się na boki. Wreszcie na horyzoncie,
nawet dosyć blisko nas, zobaczyłyśmy jaskinię. Już miałam tam popędzić,
ale przerwał mi to okropny, przyprawiający o dreszcze, nieznany mi
odgłos. Popatrzyłyśmy w górę, a tam, zasłaniając jakiekolwiek pozostałe
światło słońca, przeleciał olbrzymi gryf. Zrozumiałam, że o niego
chodziło Moon.
Już drgnęłam, chcąc biec i schronić się w jaskini, ale moja towarzyszka dała susa za latającym stworzeniem, krzycząc za mną:
- Chodź, Runa!
Czułam strach, ale także ekscytację, więc ruszyłam za waderą.
< Moon? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz