Postanowiłem wyjść na nocny spacer. Skierowałem kroki na pobliskie wzgórze. W końcu zamaszyście uderzyłem skrzydłami w powietrze i uniosłem się wzwyż. Chwilę później położyłem się pod drzewem, które chroniło mnie przed srebrnym, księżycowym blaskiem. Usłyszałem ciche kroki. Zapewne należące do wadery. Wychyliłem się zza wysokiej trawy, kierując ciekawski wzrok na wilczycę. Samica zapewne usłyszała szelest zielska i odwróciła łeb w moją stronę. Pierwszym, co przykuło moją uwagę, był jej kolor oczu. Światło księżyca padało prosto na jej jasnoniebieskie tęczówki. Podeszła bezszelestnie do mojej kryjówki.
-Dobry wieczór! - zawołałem wyskakując zza trawy wprost na Ifus.
-Boże! Weź mnie nie strasz o tak późnej porze! - krzyknęła z jękiem. Podałem jej łapę pomagając jej wstać. Ta zgromiła mnie wzrokiem i stanęła o własnych siłach.
-Przepraszam - odpowiedziałem, uśmiechając się do niej.
-Spoko - mruknęła, odwracając się ode mnie.
-Ej, ej! Ale zaczekaj! Weź mnie oprowadź tu, czy coś.. - zawołałem. Ifus się odwróciła i zapytała :
-A co za to będę miała?
-Przejście cię po okolicy z szarmanckim basiorem. - rzekłem, puszczając do niej oczko.
<Ifus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz