-Nie waż się mnie tak nazywać! - krzyknęłam do ojca. - nie masz prawa żyć!
-Nie mów tak do mnie. - odrzekł zaskakująco spokojnie. Westchnęłam.
-Kochany tatusiu. Uderzyłeś kochaną mamusię w brzuszek ostrą końcówką noża. Nie masz żadnego prawa, aby dalej wieść życie na tym oto świecie. - odparłam, prawie sycząc. Ten w odpowiedzi się cicho zaśmiał.
-Owszem, mam prawo.
-Może o czymś zapomniałeś. Zabiłeś mamę, zabiłeś babcię i dwóch strażników. I prawie zabiłeś mnie.
-To nie prawda! - zaprzeczył zdenerwowany.
-W takim razie dam ci dowód. - odparłam i zmieniłam się w wilka.
-Jaki niby dowód?!
Zgromiłam go wzrokiem i wskazałam na lewe ucho.
-Kolczyk. Wcześniej była tu blizna. Od tego cholernego scyzoryka! - krzyknęłam. Spojrzałam na Lucasa, który napiął mięśnie, gotów do skoku. Oglądał naszą sprzeczkę jak mecz tenisowy. Zmieniłam się ponownie w człowieka. Tym razem w kolorowowłosą postać.
-Tego? - zapytał mnie ojciec, wskazując na scyzoryk. Była na nim zakrzepnięta krew i zielonkawa substancja, która nieprzyjemnie śmierdziała. Natychmiast nim rzucił. Zdążyłam zrobić mały unik. Broń ugrzęzła w moim ramieniu. Wyciągnęłam go. Z rany sączyła się krew, która przemoczyła mój podkoszulek. Podeszłam powoli do ojca.
-Nie odważysz się.. - zaśmiał się nerwowo.
-Czemu tak sądzisz? - zapytałam.
-Bo chyba nie chcesz brać ze mnie przykładu. - uśmiechnął się jadowicie.
-Ona zabije cię w słusznej sprawie. A nie przez bezpodstawne oskarżenia. - wtrącił się Luke. Ojciec wodził wzrokiem po mnie i Lucasie. Natychmiast podniósł się i skoczył. Na mnie. Zadrapał mi szyję.
-Teraz ja cię zabiję! - krzyknął.
-Nie zdążysz. - wysapałam. Wbiłam nożyk wprost w jego serce i zrzuciłam go z siebie. Starłam krew z szyi i ramienia, które nadal krwawiło.
-Yup. Ilu ja mam fanów.. Aspen, ojciec, Kii.. - zaśmiałam się.
<Lucas? Tak, w każdym opowiadaniu muszę się pociąć ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz