W burzliwy dzień szłam poza terenami watahy. Nagle napotkałam malutkiego
i przerażonego niedźwiadka. On drżącym głosikiem spytał mnie:
-Proszę pomóż mi... Moja mamusia... Zaplątała się w sieci rybackie..
Zostało jej mało energii... Proszę pomóż mi ją uratować... Sam sobie nie
poradzę.... Błagam Cię.
-Oczywiście, że Ci pomogę!- wykrzyknęłam i przytuliłam malucha- Powiedz mi proszę jak masz na imię?
-Jestem.. Jestem Erni...
-Dobrze Erni. Spokojnie. Pomogę Ci znaleźć twoją mamusię.
-Dziękuję- odpowiedział Erni.
-Teraz odpocznijmy. Jest burza, a wtedy jest bardzo niebezpiecznie.
Zaprowadziłam malca do jaskini. Rano gdy się obudziliśmy od razu
ruszyliśmy w drogę. Znaleźliśmy się nad jeziorem. Po rybakach ani
śladu... Więc poszliśmy dalej. Nagle natknęliśmy się na szamańską
wioskę. Tańczyli wokół mnie i Erniego. Nagle na wioskę napadło stado
dzikich mutantów. Nie wiem jak, ale je z tamtąd wypłoszyłam. Stanęłam
twarzą w twarz z szamanem.
-Wypuść mnie i tego małego niedźwiadka! Potrzebuje pomocy. Jego mamę złapano w sieć rybacką.
-Pomożemy wam. Proszę oto kilka upominków:
Amulet Wshee-Bloo- gdy włożysz go sobie i niedźwiadkowi na szyję wtedy będziecie odpierać każdy magiczny atak.
Puder Emanueli- jeśli posypiesz nim ziemię zamieni się w lód, a wroga zamrozi.
Yuto greck- sprawia, że staniecie się niewidzialni.
Miejmy nadzieję, że to wystarczy. Dziękujemy za uratowanie naszej wioski. Zgarnęłam rzeczy od szamana i odpowiedziałam:
-Nie ma za co.
Założyłam sobie i Erniemu na szyję amulet. (Oczywiście był
rozpołowiony). Pożegnaliśmy się z szamanam i resztą. Ruszyliśmy w dalszą
drogę. Po czterech godzinach drogi stanęliśmy przed olbrzymim,
strasznym domem. Erni schował się za mnie. Ten dom wyglądał na
nawiedzony. Bałam się, ale obiecałam Erniemu, że odnajdę jego mamę.
Weszłam do strasznego domu i buło tam mnóstwo korytarzy. Nagle zza
ściany wyłonił się ociekający śliną potwór. Wyglądał ochydnie. Szybko
chwyciłam Puder Emanueli i wysypałam na ziemię. Zamroziła potwora i jego
następców, którzy także chcięli się na nas rzucić. Nie mogłam
uwierzyć... Więc to nie był szmelc? NIE! To była najprawdziwsza MAGIA!
Każdy potwór, którego napotkaliśmy zamrażał się. W końcu znalazłam
wyjście z tego strasznego miejsca. Wyprowadziłam Erniego z nawiedzonego
domu. Sama też wyszłam. Nagle Erni pociągnął mnie za łapę.
-,Spójrz! Tam jest moja mamusia!
Szybko się odwróciłam. Tak, Erni miał rację! Tam była jego mama! Prom na
którym była odpływał już. Ja i niedźwiadek jak najprędzej zbiegliśmy ze
skalistej górki. W ostatniej chwili wskoczyliśmy na prom. Gdy rybacy
nie patrzyli pomogłam wstać matce Erniego. Miała jeszcze trochę sił,
więc wstała i razem z nami wyskoczyła z promu. Cała nasza trójka
znalazła się na brzegu. Eveline- bo tak miała na imię mama Erniego- nie
była ciężko ranna.iała kilka blizn i okaleczone ramię. Zdjęłam jedną
szew z łapy i owinęłam nim ramię Eveline.
Erni był przeszczęśliwy. Podbiegł do mnie i przytulił się. Odwzajemniłam gest.
-Nie przedstawiłaś mi się- upomniał się niedźwiadek.
-Och! Przepraszam. Mam na imię Isabella? Ale mówcie mi Iska.
-Isabella to piękne imię-dorzucił Erni.
-Dziękuję. Twoje też jest wspaniałe-odparłam.
Jeszcze raz go przytuliłam i pożegnałam się z nim i jego mamą.
-Dziękuję Ci, że pomogłaś mi odnaleźć moją mamusię.
-Nie ma za co.
Serce mi pękało jak musiałam się z nim rozstać. Wróciłam do watahy cała
we łzach. Lecz to nie były łzy żalu, tylko łzy szczęścia. Cieszyłam się,
że mogłam im pomóc.
(Quest zaliczony, nagroda zostanie przesłana na konto Isabelli ☻)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz