Kolorowe półkole "objęło władzę" na bezkresnym, błękitnym niebie.
Przypomniał mi się Kaz i jego usilne próby pokazania mi piękna świata.
Na samą myśl o nim uśmiechnęłam się leciutko, jednak szybko powróciłam
do "normalnego" stanu.
- Jest... em... No... Taka tęczowa i... różne kolory ma...- wydukałam
Coś mi nie wyszło powiedzenie czegoś miłego. Ale przynajmniej próbowałam. Basior uśmiechnął się szeroko.
- Jest świetna, co nie?!- wykrzyknął entuzjastycznie
- Tak, bardzo.- mruknęłam
No Moon, przynajmniej udawaj normalną- powtarzałam w myślach- Żebyś już
pierwszego dnia nie narobiła sobie wrogów! Westchnęłam cicho, prawie
niesłyszalnie. Jednak czuły, wilczy słuch Roy'a mógł wyłapać tenże
dźwięk, który zwiastował zażenowanie lub smutek. Na całe szczęście albo
nic nie usłyszał, albo po prostu zignorował to. Z satysfakcją wpatrywał
się w tęczę, jakby na świecie nie istniało nic innego. Księżyc, w
towarzystwie gwiazd, zaczął powoli "pojawiać się" na niebie. Kolor
mojego futra jak i odznaczenia powoli zaczęły się zmieniać. Umaszczenie
stawało się czarne jak smoła, łaty przybrały dziwne kształty i świeciły
błękitem. Również oczy przybrały jasną barwę, ujednolicając swój kolor.
Większość nazywała takie zjawisko "Demonem Nocy", dla mnie było to
częścią życia.
- M... Moon?- zapytał niepewnie basior
- Wszystko jest ok.- ucięłam jego pytanie w pół zdania
Skinął potakująco głową i zaproponował powrót do skupiska jaskiń.
Przyjęłam jego propozycję z lekkim entuzjazmem. No bo przecież lepsze
to, niż straszenie wilków swym wyglądem, prawda?
~~*~~
Obudziłam się o świcie. Wyglądałam już "normalnie". Jako, że zajęłam
jakąś mikroskopijną jaskinię na uboczu- rano nikogo nie miałam szansy
obudzić, przecież mieszkałam sama. Przemieniłam się w człowieka, tak mi
było wygodniej. Wzięłam łuk, strzały, miecz i sztylet, czyli wszystko co
potrzebne do ćwiczeń. Ruszyłam do "najdzikszego" zakątka lasu, przy
okazji urządzając śniadanie z tutejszych owoców. Celem mojej podróży
była niewielka polanka niedaleko terenów Niebieskiej Zorzy. Ten skrawek
ziemi należał do niezamieszkałych i neutralnych. Na gałęzi rozłożystego
dębu wisiała na szybko sklecona kukła z grubych odłamków drzew i
krzewów. Jak zawsze zaczęłam od podstawowej rozgrzewki, zaraz potem
uderzając w kukłę najróżniejszymi ciosami- od sierpowych, po kopnięcia z
półobrotu. Usłyszałam szelest niedaleko, jednak czując znajomą woń-
kontynuowałam swoje zajęcie.
<Roy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz