Ciemność z której wyszedłem niczym nie przypominała ciemności. Dobra,
marny ze mnie poeta. Po prostu ziemia ot tak se wybuchła, wyrzucając
mnie na powierzchnię. Mój ojciec się chyba ciut wkurzył. Ale żeby od
razu rzucać mnie do Styksu (Gdzie mogłem umrzeć!) a potem takie"
Jedziesz na górę. Poirytuj trochę tamtych". Dzięki tato. Takie
rozmyślanie niewiele dało, więc ruszyłem na podbój świata. Nie podobało
mi się to, że musiałem być zdany na siebie. W Podziemiu byłem traktowany
jak powietrze. Tu natomiast każdy się gapił. Od kilku innych wilków
dowiedziałem się o watahach, polowaniach i innych podobnych.
Niestety....niosłem tylko nieszczęście. Potem trafiłem tu. Wkroczyłem ze
swymi świecącymi czerwienią oczami, a trawa za mną uschła. Pech?
Sprężystym krokiem pośpieszyłem do jaskini alph.
-E...cześć. Z góry przepraszam za trawę-postawiłem uszy i
uśmiechnąłem się ty uśmiechem, który działał na wszystkich jak płachta
na byka. Taki irytujący....Taki...MÓJ...
-Chciałbym się zapytać czy mógłbym się tu wprowadzić. Nie mam gdzie się podziać...
(Alfy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz