Szłam już o własnych siłach i było ich na tyle dużo, abym zmieniła się w waderę. Toma i Ifus też zmienili postacie. Ściemniało się, więc każdy z nas poszedł do swojej jaskini. Nastała północ, a ja obudziłam się, i jakaś nieznana siła przyciągnęła mnie jak magnez do wyjścia jaskini. Tam zobaczyłam kłusowników. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Trzeba poinformować resztę. Chociaż...
Gdy jeden z nich odwrócił głowę w stronę blasku księżyca, od razu rozpoznałam w nim zabójcę mojego ojca i rodzeństwa.
-Więc... Zemsta będzie naprawdę słodka, ale... To nie przywróci życia mojej rodzinie... W sumie.. A tam! Niech cierpią!
Wyszłam z jaskini. Nie zauważyli mnie, gdyż stałam w wyższej ode mnie trawie. Jednak daleko nie zaszłam-trawa skróciła się już przy pierwszym zakręcie. Postanowiłam poczołgać się. Doczłapałam się do drzewa i za nim się ukryłam. Obserwowałam dwóch morderców i nagle... Naskoczyłam na jednego z nich. Przegryzłam mu tętnicę a ten drugi chwycił strzelbę. Padł strzał. Na szczęście nie we mnie, tylko w drzewo. Nic mnie nie powstrzymało od zabicia tego drugiego.
-Po sprawie. Teraz moja "rządza krwi" jest opanowana.
Nie miałam wyrzutów, że zabiłam. Zrobiłabym to wcześniej, gdy byłam małym szczeniakiem, ale wtedy byłam zbyt słaba. Wrócilam do jaskini i ponownie usnęłam.
<Toma? Nie zabiłam się >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz